„Siedzi przy stole Tadek Niejadek.
– Zjedz coś! – wołają Babcia i Dziadek. –
Za zdrowie Babci! Za zdrowie Dziadka!
Pyszny kotlecik, pyszna sałatka!
Babcia odgrzewa po kilka razy
rosół z kluskami, marchew i zrazy,
już przez pomyłkę i kompot grzeje –
a Tadek milczy. Milczy i nie je.”
Dzieci bywają bardzo kapryśne, wie o tym doskonale każdy rodzic. Prawdziwe problemy zaczynają się jednak wtedy, gdy dziecko nie chce jeść, nie przemawiają też do niego żadne prośby, czy nawet groźby. Cóż wtedy począć z takim dzieckiem, jak ten Tadek z wiersza Wandy Chotomskiej? Szczęśliwie, jest na to kilka wypróbowanych sposobów…
Główne przyczyny „głodówek” dziecka
Zanim zaczniemy wpadać w panikę, pamiętajmy, że odmowa jedzenia jest całkiem powszechnym zachowaniem w dzieciństwie. W większości przypadków nie jest to spowodowane czymś poważnym, ale całkowicie normalnymi rzeczami, takimi jak brak apetytu czy po prostu bunt i kaprys. Schody zaczynają się, gdy głodowanie nabiera charakteru notorycznego.
Warto obserwować jakie są przyzwyczajenia i obyczaje żywieniowe naszego dziecka. Czasami okazuje się, że niejedzenie zwyczajowych, dziennych posiłków wynika z podjadania między posiłkami, szczególnie jeśli są to słodycze – cukier zabija apetyt! Podobnie jest zresztą ze zbyt częstym sięganiem po słodkie soki i napoje. Również zbyt późne lub zbyt obfite posiłki mogą znacząco rozregulować właściwy tryb pokarmowy. Jeżeli z kolei dziecko często skarży się na boleści brzucha i tym tłumaczy swoją niechęć do jedzenia, to może warto zdecydować się na wizytę u lekarza rodzinnego. Być może należy będzie przeprowadzić badania na obecność pasożytów.
Kilka sposobów na zachęcenie do jedzenia
Zacznijmy od klasyki, którą wiele osób pamięta z własnego dzieciństwa: „Jak zjesz ładnie zupkę, to mama kupi ci…”. Prawda, że czasami skutkowało? Czasami jednak to nadal za mało…
Niezależnie od wielkości problemu nie należy zmuszać dziecka siłą do jedzenia! To skutkować może zupełnie odwrotnym efektem, a stąd już tylko krok do niebezpiecznego: „nie, bo nie!”. Lepszym podejściem jest próba rozpoznania preferencji smakowych dziecka i włączenie do menu przynajmniej jednego ze zdrowych, preferowanych produktów do każdego posiłku. Oby nie były to batoniki!
Problem może też leżeć w nadmiernej ilości jedzenia stawianej na talerzu przed maluchem. Dlaczego nie pójść w minimalizm? Zaskoczone dziecko zobaczy oto przed sobą porcję jak dla małej myszki… duża szansa na to, że szybko spałaszuje całość i poprosi (o tak!) o dokładkę. To tak imały wybieg psychologiczny, a potrafi zdziałać cuda.
Wreszcie na koniec sprawa być może banalna, ale wbrew pozorom całkiem istotna. Takie mamy czasy, że na co dzień trudno oderwać się od dobrodziejstw smartfonów, komórek czy gier. Spróbujmy ograniczyć do nich dostęp przy stole. Koncentrując się na jedzeniu, rozmowie i więzi rodzinnej, dziecko będzie znacznie bardziej zrelaksowane i chętniej skupi się na wspólnym posiłku.